Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/971

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bia — dla czego nie może być? Bardzo być może! Czyśmy to podobnych przykładów nie widzieli? Ostrożność potrzebna.
— A ja powiadam... huknął rotmistrz...
— A ja mówię, zakrzyczał jeszcze głośniéj Malwiński — że to mi przecie nieinteresowany człowiek powiedział, godny obywatel. Z palca nie wyssał...
— A złość ludzka! a plotkarstwo takich pędziwiatrów, co byle im plotkę jak piłkę podrzucać!! przerwał rotmistrz.
— Więc cóż więc co? przerwał hrabia.
— Otóż dowiedziawszy się o tém a wiedząc z rozmowy, że on tu podąży w tych dniach, pewnie na imieniny kochanego hrabiego, leciałem na skręcenie karku, aby wprzód zawiadomić, jak rzeczy stoją. Przepraszam téż z góry, że na imieniny nie przybędę, bo już się z nim stykać nie chcę...
— No, to i ja cię przepraszam! — zawołał hrabia — mój drogi Malwiński, żem cię posądził i nagdérał. Bo to widzisz, takie czasy! człowiek się wszystkiego spodziewać może... Przepraszam... dziękuję, żeś przestrzegł, już ja ci ręczę, że go przyjmiemy tak, aby mu ochota odpadła od wścibiania nosa w nasze sprawy... Bo my tu téż obcych przybłędów nie potrzebujemy... mamy i tak dosyć różnych kolonistów z Królestwa... wielkich patryotów, co nam kością w gardle stoją...