Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

uczyniła wrażenia — uśmiechała się. Po chwili słysząc zamykające się za nią drzwi, zamruczała:
— Podły!!
Gdy powóz, który przywiózł gościa, zaturkotał w dziedzińcu, gospodyni zadzwoniła.
— Są konie moje?
— Wasza Wysokość kazaliście...
— Każę, żeby w mgnieniu oka były gotowe...
Zarzuciła na siebie szal, włożyła kapelusz... i nim powóz zaszedł, już stała w ganku, tak pilno jéj jechać było...
— Do Carskiego Sioła! zawołała lokajowi, który drzwiczki zamykał — a duchem...
I konie jak pioruny porwały karetę, niknącą w tumanach pyłu...:
Z bocznéj ulicy patrzał stojący w ogródku Arsen Prokopowicz i ręce zacierał. Wszystko, mruknął, jak chciałem i obrachowywałem... bardzo dobrze! Co to jest mieć rozum a nie mieć serca... człowiek tak wszystko widzi jasno, jakby ludźmi, pociągając tasiemki, kierował... Pojechała do Carskiego Sioła... Jam to wiedział... teraz już reszta sama pójdzie jak po maśle.. Zobaczymy, czy się bezemnie obejdą!!
[1]


Był to piękny dzień jesieni, słońce za pasmem Alp się kryło i sine góry mrokiem mglistym pokrywały szwajcarskie jeziora, u których brzegów na tle ciemnych

  1. Dodano przez Wikiźródła