Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/898

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

To mówiące starzec, którego twarzy pełnéj wyrazu ale wielce uspokojonéj przypatrywał się Zbyski z uwagą, spuścił oczy i zamilkł.
— Cóż pan prezes na to? — spytał jenerał.
— Co ja na to? W tych rzeczach, kochany jenerale, rada cudza jest zawsze ułomną, tu własna wola decydować musi. Nie znasz Poznańskiego? jedź, patrz, poznaj! Przecież to jedna z najciekawszych prowincyi Polski pod względem wyrobienia jéj i stanu. Liczebnie jest ona najmniejszą, duchowo był czas, że stała najwyżéj, jako studyum tego, co pod pewnemi wpływy z danego materyału wytworzyć się może, najwyższego interesu... Jedź pan, ucz się a jeśli zasmakujesz... przyjmiemy pana, za siebie ręczę, życzliwą dłonią braterską.
— Za siebie pan ręczy? — podchwycił jenerał.
— Tak, ręczę za siebie — powtórzył prezes — i rzeczywiście za siebie tylko ręczyć mogę. Poznałeś pan, jak mi świeżo piszesz, Galicyą, znalazłeś ją fermentującą... tu, u nas znajdziesz stósunkowo coś skamieniałego, co już stanowczą formę przybrało... Tu téż daleko trudniéj może obcemu żywiołowi się wcisnąć i znaleść sobie odpowiednie miejsce. Spółeczność zwarta jest w szeregi... Nie gardzi ona nowym żołnierzem, ale stoczywszy walkę wielką a trudną, czując swe siły, nie łatwo ochotnika przypuszcza... Mówię otwarcie panu, bo inaczéj mówić mi się z nim nie godzi. Tradycye, imię, położenie popchną pana naturalnie ku wyższéj sferze