Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/623

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szedł pan Stanisław na Campo Santo, bo mu tam wśród róż i cyprysów kupił na spoczynek parę łokci obcéj ziemi...
Od tego zgonu, od pogrzebu myśl o Polsce ciągle wracała.. Już noc przezroczysta oblokła cały krajobraz ów w nowe go ubierając wdzięki, gdy jenerał wyszedł z żoną na balkon, aby odetchnąć jéj orzeźwiającym chłodem.. W lewo palił się Wezuwiusz... na prawo świeciły fale morza... na niebie podnosił się księżyc... a o mur przy Castelu oparty odarty śpiewak, brząkając na gitarze, postrzegłszy ludzi dwoje przed sobą, począł głosem czystym i wprawnym śpiewać im znaną
La bella Sorrentina...
Jenerałowa rzuciła mu zawinięty w papier pieniążek... Usiedli — w obec takiéj cudnéj neapolitańskiéj nocy... usta najszczebiotliwsze niemieją... chce się tylko płakać że na tym świecie Bożym, który jest największą ze wszystkich zagadek — za chwilę ciszy i szczęścia tylą trzeba płacić mękami... Ta urocza noc przypomniała ową Pliniuszową straszliwą i groźną.. ten spokój i szczęście Włoch wolnych niedolę Polski przypomniały.
— Nie — zawołał jenerał — nagle — im dłużéj się żyje, tém mniéj się cel żywota rozumie... Albo on po nad nami lub go nie ma...
— Proszę cię, jeśli my cel życia pojmujemy, możeż on nie istnieć? wzniósłżeby się słaby umysł ludzki do idei, któraby człowieka przerosła? to być nie może...