Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/562

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Spuścił głowę na dłonie.
— Między rodzoną matką, braćmi a mną pękły ogniwa, co łączyły... słucham ich i niecierpliwość mnie porywa... przekonywają mnie, śmieją się... słowa ich idą do uszu, do serca nie dochodzą, znaczenie ich dla mnie na siedm zamknięte pieczęci... Nieraz płakałem z boleści i gniewu, żem nawet ich heroizmu pojąć nie mógł... nieraz wśród boju zamiast iść na Moskali, miałem ochotę stanąć i dowodzić nimi...
Marya nie mówiła nic, całowała go po rękach.
— Mój miły, mój drogi... szepnęła... ja policzone mam chwile... Mówmy o tém, o czém mówić potrzeba... Ty ocalonym być musisz... Ciebie nie zna nikt. Stanisław Karłowicz umarł, ty jesteś... (wydobyła kartkę) naucz się tego na pamięć.
— Daremnie!! uśmiechnął się jenerał — jak gdyby na świecie nie było Arsena Prokopowicza..
Jenerałowa ze smutnym uśmiechem spojrzała na niego.
— Myślisz, żem zapomniała o nim, odezwała się — o! prawda — trudno mi to przyszło, alem postawiła na swojém...
W téj chwili Arsen jest pod konwojem na drodze do Petersburga... no — a ztamtąd — szepnęła cicho — przeznaczą go do Nerczyńska... a w drodze! wy wiecie... tyle bywa przypadków.
Stanisław spojrzał na nią z przerażeniem... tak