Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/534

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

śmierci, bo powolnego konania... szmery, które ją przerywają pełne grozy i prozy... Nie szukać tu poezyi, chyba takiéj, którą z głębin serca ludzkiego wszędzie dobyć można, jak złota odrobinę z każdego piasku. — Jest to coś niewysłowienie strasznego — zbydlęceniem ludzi i tych, co są strzeżeni i tych, co pilnują. W Moskwie wszystko się rachuje i czyni na niszczenie moralne i materyalne, nawet tam, gdzie pozornie cel inny. Szkoła na duchu zabija, kościół Bogu bluźni, dobroczynność truje ubogich a żywi bogatych spekulatorów, szpital lekarstwami napycha kieszeń doktorów... policya, co ma bronić porządku, mąci spokój i prześladuje, sąd wywraca pojęcie sprawiedliwości i tak wszystko.
Zostały wprawdzie nazwiska europejskie instytucyi, ale ich duch tatarski zgryzł je do szczętu. — Są one negacją tego, co przedstawiać mają. Jedno więzienie jest tu ideałem męczeństwa. Wyrafinowanie i instynkt składały się na uczynienie go najstraszniejszém narzędziem do złamania człowieka. Rzadko kto z niego wychodzi całym na umyśle, nie zgniecionym na sercu.
W takiéj celi więziennéj znajdujemy jenerała... w stanie ducha, w jakim go widzieliśmy już w chacie leśniczego, a o którym sądzić było trudno. Nieboszczyk Maciéj, dopóki żył, nie umiał w czasie choroby powiedzieć nigdy, co się działo z jego panem... Słowa od niego dopytać nie było podobna, zobojętniały był na wszystko... Napróżno stary paplał, pytał; oko nawet nie ożywiło