Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/507

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co mam milczeć?
— Bo ja mówić będę! ozwał się głos... patrz...
Wysunął się z tłumu żołnierz, który był wszedł dopiero, stary, siwy, najdziwaczniéj w świecie ubrany, jakby z grobu dobytemi szczątkami munduru z 1831 roku i nowemi sukniami fantastycznie do nich dobranemi...
Patrz! które wyrzekł, stósowało się do krzyża Virtuti militari zawieszonego na piersiach.
Jenerał rozśmiał się mimowoli, był to znany nam Maciéj poczciwy, Deus ex machina, bez którego zresztą byłoby się obeszło, gdyż prawie współcześnie nadbiegł i komisarz rządu narodowego, a tym był znany nam p. Władysław...
Nim Maciéj zebrał się na obronę swego pana, już młody chłopak padł na piersi jenerałowi... Scena, zaczęta bardzo dramatycznie, skończyła się wesołością, przeproszeniami... śmiechem. Żołnierz odszedł pomrukując, a adjutant widząc, że się puścił za daleko, wielce sofistycznie postępowanie swe począł tłómaczyć...
Maciéj opanował rzeczy jenerała, ściskając go z niewymowną wesołością, Władek odciągał na bok, reszta się rozeszła, tylko naczelnik trochę zakłopotany pozostał. Obawiał się teraz więcéj niż kiedykolwiek, aby komendy nie oddano przybyłemu. W istocie młody komisarz dosyć był skłonnym jakiekolwiek dowództwo powierzyć Zbyskiemu, ale na pierwszy wyraz o tém jene-