Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O! pójdę, pójdę, niech tylko zaświta najmniejsza nadzieja... zawołał Albin — pójdę i to życie położę najchętniéj za świętą sprawę...
— Zdaje się, że téj ofiary ona od was wymagać nie będzie, pójdzie wszystko jak z płatka. Powtarzam wam, straciliście z oczu Polskę i Rosyą, włócząc się od Moskwy począwszy między Kremlinem a Chamonix z biedą na plecach i dla tegoście zwątpili, że nie macie pojęcia co się u was dzieje... Polska cała jak na wulkanie... Idźcie, znajdziecie przez swe dawne stósunki łatwo drogi do wtajemniczenia się w ruch. Od r. 1861 nieustają agitacye, Lamberty i Suchozanety nic nie pomogły... naród cały w gorączce trzeba, ją utrzymać, ale należy z nami być w porozumieniu. My pójdziemy razem... Główna rzecz, żebyście nie ostygli, żeby wszystko było w pogotowiu, żeby nie dać się temu rozpłynąć w wiernopoddaństwo i zdrętwieć...
Albin słuchał.
— Jedźcie do Polski i działajcie, wiem, że byliście dawniéj wielce energiczni, że liczono was do najodważniejszych agitatorów... odzyskajcie dawną ufność, nadzieję... odwagę.
— O! na téj mi nie zbywa! zawołał Albin — tylko nadziei nie mam, wiary mi brak! Widziałem z bliska ludzi i serce mi w piersiach zastygło... Narzędzia, któremi się robią rewolucye — niestety! nie wszystkie są