Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/468

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie powinna boleć nad ofiarą przyjaciela, ale być z niej dumną.
— Jestem też dumną, ale boleję; ofiara nie byłaby ofiarą, gdyby nie kosztowała.
Nie było już sposobu ani powodu wstrzymywania się dłuższego w Warszawie, Emma tylko rozmaitymi środkami wmówiła jej, żeby wzięły karetę, drugi powóz, rozmaite zapasy, żywność, apteczkę i zręcznego chirurga.
Tegoż wieczoru przygotowania poczynione zostały. Tomaszek, którego nie puszczono i kazano mu przenocować w tym domu, musiał przez cały wieczór opowiadać o wszystkiem z najdrobniejszymi szczegółami. W ustach prostego człowieka, który nic dodać nie umiał, ale żywą barwę wypadków pochwycił, opowiadanie to dziwnie stawało się zajmującem. Nie było w niem całości, ani żadnej na wrażenie rachuby, ale pojedyncze rysy, dawały się domyślać wiele, odgadnąć prawie wszystko. Największy artysta nie potrafiłby może malować tego tak gorąco i tak wyraziście. Emma płakała i ściskała Tomaszka, tak, że kilka razy uraziła mu rękę zranioną. Jadwiga egzaltowała się, unosiła, ale jakiś smutek niewytłómaczony mieszał się z uczuciem tryumfu i szczęścia. Z tego, co Tomaszek mówił, wnieść było łatwo, że Gliński nie