Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/511

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przyczyniłem się do rozwinięcia tych uczuć, jakich dziś mam dowody.
— I bądź pan pewnym — dodał wzruszony Gwalbert — że te uczucia się nie zmienią. Pozostanę uczniem waszym.
— I Mulińca.
— Poczciwy Muliniec byłby mnie popsuł, gdyby nie przyszedł po was — rzekł hrabia. — Szczęściem nie zatarło się, coście we mnie wszczepili.
Gwalbert napróżno potém, pod różnemi pozorami, nalegał na to, aby Bernarda do siebie przyciągnąć i przywiązać. Chciał mu oddać w zarząd bibliotekę, pomocnika dodać; ale Bojarski odmówił, bo wistocie była to synekura.
Często bardzo, gdy Gwalbert sam był, lub przyjmował wybranych gości, zapraszał i Bojarskiego.
Na te dni, ażeby się od innych nie wydawać gorszym i nie różnić, Bernard sprawił sobie frak, ubiérał się, kwasząc, i stawiał, będąc pewnym, że towarzystwo znajdzie dobrane.
Spędzał tam kilka godzin na miłéj rozmowie, puszczał swobodnie wodze myśli i językowi, wiedząc że mu to za złe nie będzie wziętém, i wracał zwykle orzeźwiony na ciele i umyśle.
Gwalbert go odwiédzał czasami, słowem byli z sobą jaknajlepiéj; a że hrabia miał wielkie znaczenie w kraju, równie imieniem jak olbrzy-