Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rozłożył, naradzając się coby począć wypadało. Obejść po za plecami olbrzymów nie było podobna, zwyciężyć było trudno, siedzieli u wrót wąwozu z kamieniami, których lekkie potrącenie stosy mogło na ich karki obalić. Liziłapa, z powodu że zdrowie królewicza droższe mu było nad wszystko, radził wracać się nie narażając na niebezpieczeństwo i cytował szesnastu poetów będących tegoż zdania; Waligóra chciał uderzyć wstępną siłą, Paliwoda zgadzał się na to byle prędzej, Motylica utrzymywał, że to nie były olbrzymy żywe, ale wypchane maniaki. Królewicz sam na podjazd wyjechawszy, wrócił z przekonaniem, że ponieważ spali już od kilkuset lat jak tamtędy nikt nie przechodził, można było cicho się przesunąć, nie budząc i tak wynijść z niebezpieczeństwa a na swojem postawić, lub gdyby się obudzili, życie mężnie narazić. Poobwijawszy więc szable krajkami, aby nie brzęczały, koniom nogi w buty z wojłoków pozaszywawszy, puścili się po cichuteńku.
Dwa owe straszne olbrzymy, Dumbor i Prożnogóra siedziały na wierzchołkach wyniosłych, a im bardziej się ku nim zbliżali jadący, tem rosły im w oczach; u nóg ich leżały stosy kości pozabijanych podróżnych... Nie budząc ich, na palcach się skradając, poczęli się przemykać wąwozem i byłoby się wszystko udało wyśmienicie, bo już królewicz i dwór cały prawie i wojsko przeprawiło się na drugą stronę, ale w chwili kiedy reszta ludzi przechodziła, Liziłapa, nałogowy tabacznik wyjął z kamizelki tabakierę z rapą i przez grzeczność dał jej obok jadącemu nie przywykłemu do zażywania Paliwodzie; ten kichnął okrutnie, olbrzymy się przebudziły i nuż walić skałami, kamieniami, tak że mimo największego pośpiechu z siedmiuset ludzi ledwie trzechset ocalało. Królewicz już był dobrze za przeprawą, a Liziłapa dowodził mu, że wcale nie on temu był winien, ale nos Paliwody, i że wyszli jeszcze bardzo szczęśliwie, gdyż tych czterechset darmozjadów więcej im zawadzali niżeli pomagali w drodze.
Dalej gościniec począł być twardy i piął się ku górze. Czarownica stara imieniem Klępa utrzymywała