Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Hrabstwo lub wielkie imię i stosunki mogły tylko wpłynąć na zmniejszenie wymaganych krociów, a tych tu nie było.
Mania i Ziunia musiały być przez ostrożną matkę nauczone wcześnie, gdyż względem narodu akademickiego trzymały się zdaleka z jakąś obawą i nieco wymuszoną oziębłością, która widocznie była nakazaną. Mania uciekała z okna jak tylko się w przeciwległych szybkach mundur zwodzicielski ukazał.
Otóż i całe prawie sąsiedztwo... ale nie koniec na niem. Niżej naprzeciw mieszkała dramatyczna rodzina szewca Piłsucia, z którą przez dziurawe swe bóty akademicy byli w częstych i poufałych stosunkach, a na domiar pokuszenia, Piłsuć miał także dorosłą córkę, pannę Różę, śliczniuchne stworzeńko, świeże, wesołe, śpiewające, draźniące, śmiałe i zdające wyzywać przyszłość na pojedynek.
Róża co do wdzięku nie ustępowała żadnej z panienek pierwszego piętra, choć mieszkała z rodzicami na dole w trzech ciasnych izdebkach, u których okna stał wyprostowany szyld z bótem o żółtych sztylpach, drugim z kutasem węgierskim i trzecim karbowanym misternie na podbiciu wedle dawnej mody. Oprócz tego na pręcie żelaznym przed pracownią wisiał jeszcze wielki bót drewniany pozłacany, armes parlantes, inwencja pana Piłsucia, nieco naśladowaniem złotych obwarzanków i złotego wieprza tchnąca.
Piłsuć był rzemieślnikiem pracowitym, żona jego niestety! niegdyś piękna, chorowała na wcale niepotrzebną elegancję. On sam nosił surdut krojem kapotowym i kapelusz tylko na święta wielkanocne i procesje cechowe; ona stroiła się starannie, zawsze z pretensją do mody, a że córkę swoją chciała wyżej na drabinie społecznej umieścić, choć nie wiedziała jak i którędy ją tam zaprowadzi, dała jej wedle swych pojęć edukacją wysoką. Rózia chodziła na pensją do Dejblów, miała fortepian i metra, śpiewała arje włoskie, stroiła się — ale mimo tych pozorów panienki było to dziecie sklepu i uliczki, żywe, potrzebujące gwaru, śmia-