Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO267

sztucznie i nieprawdopodobnie; każda ma inne światło, inny sens malowniczy.
Jedyny to może dojazd do celu podróży, gdzie nie pilno podróżnemu dojechać. Widok bowiem, nawet z okien wagonu, jest tak piękny, tak coraz piękniejszy, że przez parę godzin masz uczucie zapadania w miły sen albo w rozkosz upojenia winem.
Nareszcie nad zatoką jeszcze błękitniejszą, na dwóch skałach jeszcze wspanialszych, ukazały nam się złociste dachy kasyna w Montecarlo i zamek książęcy w Monaco. Zadudniał jeszcze pociąg w paru tunelach i osadził się z całego prawie rozpędu przed dworcem.
— Montecarlo! — zabrzmiał kilkakrotnie okrzyk konduktorów.
— Czy uważa pan, jak konduktorowie krzyczą tu głośniej, niż na innych stacjach? Cieszą się nawet oni — rzekł pan Zygmunt.
Zatelegrafował już z Medjolanu o swym przyjeździe; czekał więc na nas portjer z Grandhotelu i powitał Podfilipskiego niskim ukłonem:
— Pan hrabia tego roku później do nas zjechał.
— A później. Jak się masz, mój stary?
— Dziękuję panu hrabiemu — trzymam się. A zdrowie pana hrabiego, czy jest na wysokości jego pięknego pozoru?
— Jak widzisz, mój przyjacielu.
— To wybornie. Luigi! bagaż tych panów!
Mówił prędko, swobodnie i dworsko zarazem, jak człowiek otrzaskany z największym światem.