Strona:PL Józef Trzciński - Baśnie z nad Gopła.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słychać często kucie młotami, wrzask, śmiech szyderczy; lepiej omińmy to miejsce.
Przed kilkunastu laty żył tu rybak stary, nie wierzący w czary i pewnego poranku wiosennego udał się na przeciwległy brzeg łódką po trawę dla swej karmicielki, krowy. A że z drugiej strony nie chciało mu się objeżdżać tego niebezpiecznego miejsca, wali więc wprost przez piekielne wrota, gładkie jak lustro. — Aż tu woda pruje się, niby słup wody podnosi się i prosto posuwa ku łódce. Rybak zdjęty strachem, ucieka; — napróżno, — łódkę wir przewraca, śmiałek wypadł i znikł. Ludzie, którzy to widzieli, powiadają, że w tem miejscu, gdzie ofiara wypadła, kilka bąboli z wody wypłynęło i nastała cisza jak przedtem, a wodne ptastwo krzyczy, a dzikie gęsi i kaczki ciągną, — wszystko swoim porządkiem, jakby się nic nie stało. A co Panie, i nie mamy tu wierzyć w te czary?
Jam się zadumał a łódka mknie dalej.
— Co to za zatoka?
— Tu, mówią ludzie, stał dawniej kościół i podczas nabożeństwa zapadł się z ludźmi, a Gopło zalało to miejsce. Dziś słychać tu co dzień rano dzwony, modły, ale ucho trzeba mieć dobre.
— A tu co za chata?
— To Kamienna, a ludzie, co tu mieszkają, zowią się Kamienni, bardzo starzy.
Zdjęty ciekawością poszedłem do owej Kamienny. W izbie zastałem płaczącego zgrzybiałego starca.
— Czego płaczecie?
— Ha, nie mam płakać, kiedy mnie ojciec wybił.
— Jakto, wy macie jeszcze ojca? poprowadźcie mnie do niego.
I rzeczywiście, ów ojciec rąbał drzewo na podwórku.
— Dla czego ojcze syna wybiliście?