Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oto tam, gdzie je natura zawsze ukrywa na zapas — gdzie ono grubą warstwą ukryte przechowuje się niezepsute — u ludu!
— Lud potrzebuje oświaty — odezwał się Ewaryst — lecz nie wiem czy ją dać może?
— Oświaty wedle pojęcia powszechnego on nie ma — sprzeciwił się Jewłaszewski — ale ma skarby, o których sam nie wie, zachował instynkta zdrowe. Z tych czerpać nam potrzeba. Przy tym jest to dziś dnia klasa pariasów, wywołańców, na których pasożytem siedzi i karmi się reszta ludzi, temu koniec położyć potrzeba.
— Czyż nauka Chrystusowa nie położyła już końca temu, ogłaszając braterstwo wszystkich ludzi i miłość dla bliźnich czyniąc najpiękniejszym obowiązkiem? — spytał Ewaryst nieśmiało.
Podumał chwilę mąż natchniony.
— Naukę tę zwichnięto w kolebce — dodał. — Lecz widzę, że wy, kochany panie, zbyt zacofani jesteście, a ja od razu chcąc was nawrócić na wyższe stanowisko, musiałbym wielką z jego przekonaniami stoczyć walkę, odłóżmy więc to na czas inny...
Jewłaszewski otarł czoło, był już zmęczony a nie bardzo pewien wrażenia jakie wywarł, wolał się więc tymczasowo wycofać, i lekko skinąwszy głową Chorążycowi postąpił ku innym oczekującym nań młodzieńcom, którzy z dala się ciekawie przypatrywali pojedynkowi jego z Ewarystem, nie wątpiąc bynajmniej, że pobity zostanie.
Chorążyc jeszcze nie mógł ochłonąć po ukropie jakim go zlano, gdy Zonia się ku niemu przysunęła, chcąc pochwycić kuzynka nim by przyszedł do siebie po szwanku.
Zdziwiła się nieco znajdując go spokojnym i raczej skłopotanym niż zwyciężonym.
— A cóż? a co? — zawołała — mówiliście z ojcem? prawda? co za wymowa? co za myśli? jaki człowiek?
Chorążyc pochylił głowę, potwierdzając to uwielbienie milczeniem.
— Mało miałem czasu do poznania go i rad bym bardzo kiedyś wolniejszym go znaleźć.
— O! to trudno! — przerwało dziewczę. — Z nim potrzeba chwytać momenty i słowa, on tak jest zajęty, tak otoczony...
Młodzież za nim przepada — ciągnęła coraz żywiej. — Wy nie wiecie, to encyklopedia chodząca! Spytać go o cokolwiek bądź, każdą naukę zna, w każdą wniknął głęboko, wszędzie wskazuje słabe strony, braki... umysł dziwnie krytyczny...
Ewaryst się już nie sprzeciwiał, lecz chłód pewien i powściągliwość, z jaką się wyrażał o mistrzu wielbionym, rozdrażniła widocznie Zonię.
— Posłuchajcie no tylko jeszcze z dala co mówić będzie — rzuciła szybko, wskazując mu, aby z nią razem zbliżył się do ojca otoczonego młodzieżą — przekonacie się, jak uniwersalny to geniusz... — Ewaryst szedł posłuszny w jej ślady, przysunęli się do