Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

im nawet ich własny?.. to komedyanci, co na kieszenie nasze polują...
— Oooo! — długo i przeciągle zawył skarbnik — ostro się acindziéj wyrażasz... bardzo ostro... i nie zbyt politycznie!
Spojrzał na podkomorzego.
— Hę... Laskowski, miły bracie, czy i teraz powiesz, że się oni pogodzą?..
Mostowniczy pięścią w stół uderzył.
— Nigdy w świecie!
— Tandem, słówko — przerwał skarbnik — nie gniewaj się, panie mostowniczy, i mnie téż na rękę nie wyzywaj za to co powiem. Umiesz prawdę mówić, naucz się jéj słuchać.
Mostowniczemu oczy zabłysły, lecz Laskowski dał mu znak, że nowéj burdy nie ścierpi.
— Zadam wam proste pytanie. Któż to tych Brühlów szlachcicami polskimi uczynił, jeśli nie Familia? Kto się z nimi kumał, całował, nosił?.. Kto ich tu wkorzenił?
— A no, tak! — buchnął Żudra — nie zapieramy się. Sądziliśmy, że się dadzą poprowadzić do dobrego, zaczęli nas do złego ciągnąć... kwita z przyjaźni... Mówicie, żeśmy się kumali? Nie... Brühl nam małżeństwo proponował... na tém się zerwało, ztąd złość, zemsta i wojna...
— Nowe rzeczy, nigdy o tém nie słyszałem... — bąknął skarbnik.