Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łam, ale do paralusza dumna. Na kiegoście bo kaduka pokochali się w tej królowej. Niewygodne to szczęście, co mu się kłaniać raz w raz potrzeba i klęczeć przed niem.
Twardowski dał jej znak ręką aby zamilkła, i nic nie odpowiedziawszy, wpadł nazad do komnaty. Z wielkiem podziwieniem swojem zastał w niej bernardyna, który z pokorną miną stał za stołem.
— A waszmość co tu robicie i którędyście tu weszli? spytał zdziwiony, stając na progu.
— Gotów jestem choć zaraz ślub dawać, odpowiedział zakapturzony mnich. Potem zsunąwszy kaptura i ukazując szyderskie rysy szatańskiej twarzy — dodał:
— Wszakże masz już słowo panny Agnieszki.
— Zkądże o tem wiesz?
— Wie już o tem cały prawie Kraków, bo stara Kachna idąc, komu mogła śpiewała tę nowinę w uszy po drodze.
— A niechże ją ubiją, tę starą żmiję! krzyknął mistrz porywając się i wybiegając na wschody. Ona mnie zgubi swoim językiem. Do soboty jeszcze dwa dni.
Wnet wysłał sługi, ale ci nie dognali Kachny, która wpadłszy do najbliższej gospody, pić ze swemi poczęła i już zabierała się z pozyskanym posagiem, a garbem w dodatku wyswatać za młodego ślepca, który jej się bardzo podobał.
Powrócili z niczem, gdyż szukali na ulicach, gdy ona piła w karczmie pod bokiem. Mistrz srodze się frasował.
— Nie bój się niczego, odpowiedział mu djabeł, od tych którym ona to rozplecie nie dójdzie wiadomość do p. Stanisława, a panna Agnieszka pewnie ci słowo strzyma. Daj tylko Boże, abyś z nią był tak szczęśliwy, jak dziś masz nadzieję. Co ja, to płaczę nad tobą, żal mi żeś się tak dał związać i opętać! Ale kiedy już masz ginąć, dla jednej nocy wesołej, niechże ja ci dam ślub przynajmniej. Widzisz że jestem choć w tej chwili gotów!