Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Powtóre, rzekł, przez tęż noc wykopiesz mi staw pod Knyszynem i przerzucisz z miejsca na miejsce kamień ogromny leżący pod Czerwieńskiem; potrzecie nareszcie, postawisz mi skałę sokolą pod Krakowem, tak aby grubszym końcem w górę, cieńszym na dół stała. Wszystko to masz zrobić w moich oczach, bez pomocy ludzi, i to dzisiejszej jeszcze nocy. Naówczas przekonasz mnie o swej władzy i wiedzy, a ja umówię się z tobą o duszę moją.
— To wszystko jest tylko próbą! zakrzyknął szatan. Mądryś mistrzu! Ale gdyby ci się po tej próbce nie podobało zrobić ze mną umowy, cóżby naówczas było? Za cóż ja mam darmo się trudzić i świat przewracać? He? Nic nie odpowiedział mistrz na to.
— Wola twoja! mruknął po chwilce — dwoma tylko słowami możesz mi dać odpowiedź.
— Tak lub nie.
Djabeł się zamyślił i kopytem skrobał w głowę, wykrzywiając poczwarnie, zdając się coś rachować, mrucząc pod nosem. — Ciężka próba! ciężka! Pisz tymczasem cyrograf — potem zobaczymy! Zrobię zresztą co zechcesz.
— Nie wprzód, odpowiedział mistrz, aż mi pokażesz co możesz.
— Targujesz się upornie.
— Przedaję ostatni łachman i najdroższy, rzekł mistrz, żeby nasycić pragnienie moje. Muszę się targować, bo to ostatni targ. Nie chcę ci oddać darmo i bez korzyści mojej nieśmiertelności. — Myśl djable i czyń jak chcesz.
— Wystąpże z koła, rzekł szatan prostując się. — Idź za mną, zrobię co chcesz.
Na te słowa Twardowski pokropił się wodą święconą, wziął w ręce książkę, przeżegnał się pobożnie i wyszedł powoli za koło. Szatan patrząc na to zębami zgrzytał, gdyż zapewne myślał podejściem mistrza pochwycić, a tak uzbrojonego dotknąć się nie mógł. Nadeszła trąba piasku kręcąca się na rozdrożu, wsiadł w nią Twardowski z szatanem, polecieli pędem bły-