Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

możliwości już było niestety — uczuciem faktu spełnionego.
Pan Zygmunt z niezmierną, ostróżnością, raz zakosztowawszy słodyczy wejrzenia, które nietylko było owocem zakazanym, ale istotnie rajskiem jabłkiem — nie mógł się oprzeć sięganiu po tę truciznę. Ciągle sobie mówił że to była ta kobieta, która jego rodziców przezwała Hołotą i była przyczyną ich cierpień — nic to nie pomagało. Ten kat tak był ponętny, że o wszystkiem można było zapomnieć, oczy w niego wlepiwszy.
Z obu stron zapewne ten początek sympatyi musiał być czysto zmysłowym, — lecz w tem co się na świecie w ogóle nazywa miłością, zmysły, niestety, grają rolę taką, że nigdy rozpoznać niepodobna gdzie one są a gdzie ich nie ma. Najstraszniejsze też namiętności są właśnie te, których poezya królewskim swym płaszczem okrywa czysto ziemską naturę.
Pomięszany, niespokojny, nierad z siebie pan Zygmunt, chociaż mógł z ogólnej rozmowy przy obiedzie korzystać, aby się zbliżyć do pani Idalii, nietylko się o to nie starał, ale postanowił jej unikać. Miał to sobie za obowiązek. Ona zaś oczyma dokonała tego co rozpoczęły oczy — i wesołość jej powracała, bo przy deserze była pewną, że zdobyła człowieka.
Siedzący naprzeciw pana Zygmunta hrabia Zamiński, który nie wiedział że to jest brat artystki, ale o obowiązkach jego w tym domu był uwiadomiony, z przebiegłością starego światowca, wśród rozmowy robił pewne postrzeżenia, i połapawszy wzroki latające ciągle, — coś sobie pomyślał. Znał doskonale piękną Idalię i wiedział że była najcnotliwszą z kobiet zalotnych, jakie w życiu spotykał, — ba-