Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozmowa zaczęła się od zboża, jego ceny, od wypadków miejscowych, od baranich skórek nawet. Hrabia spytał od niechcenia czyby dla ubogiej familii pewnego oficyalisty, nie można znaleść dworku do najęcia.
Żydek spojrzał mu tylko w oczy, pan Ludwik się zarumienił, i faktor już wiedział że dworek powinien gdzieś stać na ustroniu. Zapewniał że o dworek podobny z ogródkiem będzie dla jaśnie pana łatwo, i obiecał się tem zająć.
Jakoż trzeciego dnia przybył na wieś do hrabiego, mając aż trzy domki do wyboru. Zawahał się dobroczyńca ubogiej rodziny i postanowił napisać do panny Anieli, dając jej wiedzieć o tem. List stylizował pół dnia, czując i jego ważność i drażliwość tej do której go posyłał. Chciał by był na pozór chłodny, a dawał się dorozumiewać głębokiego, poskramianego uczucia. Dwa czy trzy napisał nim ostateczną redakcyą był zaspokojony. Niełatwo go też przesłać było, tak aby się w cudze ręce nie dostał. Ale do posyłek miał zręcznego chłopaka, który wietrzył każdą sprawę i doskonale się sprawiał. Jemu więc przykazanem zostało — do Żabiego jechać, w karczmie konie postawić i pójść do dworku pod ogrodem, ale nie dobijać się do niego, nie pytać, chodzić tak sobie, czekać aż pókiby panienka nie wyszła i jej samej do rąk pismo oddać.
Chłopak przewybornie pojął swe posłannictwo. a dostawszy dwa złote i obietnicę czegoś, jak się dobrze sprawi, kopnął się siarczyście go Żabiego.
Z bijącem sercem czekał pan Ludwik odpowiedzi Trzeciego dnia dopiero wrócił chłopiec.
Panna list odebrała, kazała panu pięknie bardzo podziękować i powiedzieć że już nic nietrzeba.