Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo z wacana nigdy nic nie będzie, nie umiesz z nimgadać! Ludzie co z głodu mrą, żeby takich pieniędzy nie wzięli. Tfu!
Odwróciła się w sposób cale niegrzeczny od strapionego Więckowskiego i zamilkła. Otrzymał jeszcze cierpliwie słuchając długą naukę, burę, — wyłajany został, i, przyrzekłszy że będzie się starał naprawić co popsuł, po szedł precz z rozpaczą w sercu. Pierwszy to raz w życiu z tej wielkiej desperacyi, jakiej doznał, Więckowski, który wódki nigdy nie pił wieczorem, stuknął jej pół szklanki.
Po wódce zrobiło mu się jakoś lepiej i zakończył aksyomatem.
— Nie jedna panna Barbara na świecie! Mniejsza z tem, nie ma tam za czem przepadać!
Następnych dni Więckowski gorliwie się przykładał do gospodarstwa i w domu go nie było. Jedną noc nawet objeżdżał kopy na polu i choć po niego posyłano, nie stawił się.
Tymczasem panna Drobisz oko miała zwrócone na chałupę.
Coś jej mówiło, że hołota nie mogłaby tysiąca rubli tak lekceważyć, gdyby nie miała innych jakichś widoków. Podejrzywała hrabiego Zamińskiego że ten mógł przyjść w pomoc, szło o dotarcie jak tam rzeczy stały.
Na to był jeden sposób już zresztą wypróbowany. Niejaka Łukaszowa, uboga komornica, przez litość dla Zarzeckich, czasem im posługiwać chodziła.
Łukaszowa napiwszy się wygadała co wiedziała i co się jej zamarzyło.
Panna Barbara pod pozorem małych posług niekiedy ją powoływała do siebie i wyciągała z niej co chciała. Zarzeccy się przed nią nie strzegli i nie taili z niczem. Wła-