Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

artystyczny, odbijała dziwacznie od ubrania i powierzchowności dziewczyny bosej, z włosami niedbale zgarniętemi na głowie, wynędzniałej i zbiedzonej straszliwie. Obudzała poszanowanie i litość a obcy byłby może rozpłomieniał dla niej, tak egzaltacya ta czyniła ją ekscentrycznie piękną; tylko tego rodzaju piękność niestrojną, zbrukaną, wgniecioną w nieubłaganą rzeczywistość i obluzganą przez nią, nie każdyby potrafił zrozumieć i ocenić.
Chłodniejszemu trochę Zygmuntowi, wydała się siostra egzaltowaną.
Zbliżył się do niej z uśmiechem smutnym i całując ją w czoło szepnął pocichu.
— Egzaltujesz się!
— Jestem wyegzaltowaną, — odpowiedziała, niesama przez się, ale przez miłość sztuki, przez niedolę rodziny, przez pogardę dla ludzi, przez młodość która rozkwitnąć nie może, przez serce które usycha!..
— Tak! — powtórzyła, — jestem egzaltowaną i ta egzaltacya dawała mi siły i męztwo do podołania temu od czego byłam już odwykła jako artystka... Od Chopina pieśni musiałam przejść do ryczenia krowy, od Schumana marzeń do garnka, z którym się nie umiałam obchodzić, od klawiszów, z których hymny się lały, do ścierek i miotły. Na to potrzeba było egzaltacyi, bo ona tylko mogła mi tę nędzę osłodzić i uświęcić, wskazując w niej dzieło miłości i poświęcenia.
— A więc niech to będzie święta egzaltacya, — rzekł Zygmunt, ale dziś możesz już z niej ostygnąć bo ona cię spali i zniszczy...
— Alboż myślisz że inny być może los człowieka co kocha sztukę lub spełnia ciężkie obowiązki życia?.. spalić się na ofiarnym stosie, to nasze przeznaczenie... a być wy-