Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miała w tem pewną pociechę myśląc, że go rozkochała. Była tego pewną. Miło jej było, gdy dla jej pięknych oczów cierpiano. Z tajemniczym uśmiechem, w całym blasku swych wdzięków, wychodziła do salonu napawać się cierpieniem swej ofiary.
Gdy Zamiński z przybraną migreną wysunął się do ogrodu, nie spostrzegł w nim nikogo wprawdzie, ale trafem zobaczyła go zbierająca młode orzechy Barbara. Błędny chód pana hrabiego zaintrygował ją, ścigała dalej oczyma gościa i dopatrzyła, że wyszedł za furtkę.
Nadto była ciekawą, aby go nie śledzić w dalszym pochodzie. Około parkanu wśród gęstej leszczyny była ławka, na którą wstąpiwszy przekonała się, że hrabia do dworku zmierzał.
Nie ruszyła się już z obranego stanowiska, dopóki nie wyśledziła tajemnicy. Zamiński nie przypadkowo zaszedł do chałupy, bawił w niej dosyć długo, w ostatku zmięszany i zaczerwieniony opuścił ją, oglądając się trwożliwie.
Dla panny Drobisz dosyć tego było, aby się domyśleć, że do «obrzydłej chałupy« nic innego nie mogło ściągnąć gościa nad — kobietę. Uradowała się niezmiernie z odkrycia romansu znienawidzonej przez siebie Zarzeckiej, na którą dotąd nie można było nic powiedzieć, prócz że była dumną i nieznośną.
Powróciła do pałacu uszczęśliwiona, a że długo się z niczem nie umiała ukryć przed panią, natychmiast do niej z raportem pośpieszyła.
Pani Idalia miała właśnie wychodzić do salonu, gdy zdyszana Basia nadbiegła.
— Co ja wiem! co ja wiem! — zawołała wpadając, — co mi się udało odkryć!..