Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

(tytuł ten sługi zawsze im dawały) przychodzę — ale to wielki być musi sekret między nami.
Uśmiechnęła się złośliwie nieco, a pan Onufry mocno paznokciami zajęty, odpowiedział jej uśmiechem, wracając co prędzej do ważnego zatrudnienia swego, którego przerywać nie mógł, gdyż to plan ogólny mu mięszało. Zbliżyła się panna Barbara i poczęła, obejrzawszy się dokoła, obawiając być podsłuchaną.
— Wie pan hrabia że podobno ta hołota już do takiej nędzy przyszła żeby może i dożywocia się pozbyli! Stary Zarzecki wszystko poprzepijał, nie mają z czego żyć. Czy nie pora by teraz sprobować ich wykurzyć i mojej pani zrobić tem przyjemną siurpryzę...
Jak Boga kocham, proszę pana, możnaby, nic nie mówiąc, chatę nabywszy zrzucić, park rozszerzyć i dopiero panią, która tam nigdy nie chodzi, zaprowadzić. Toby dopiero była szczęśliwą! Słowo daję że pan by jej tem na imieniny najpiękniejsze zrobił wiązanie!
Pan Onufry usłyszawszy projekt, podniósł oczy śmiejące się i wesołe, paznokcie nawet na chwilę zaniedbał.
— Ale czyżby oni odstąpili? — zapytał.
— Hm! — tajemniczo rzekła panna — niech pan hrabia mnie to zostawi, to się może zrobić...
— To najśliczniejszy w świecie projekt, dla uradowania Idzi i rozerwania jej, bo się okrutnie nudzi na wsi, — rzekł hrabia — ale — czy się to uda? czy się uda? I co to może kosztować?
Pokręciła głową panna Drobisz.
— Zobaczemy, rzekła poważnie i tajemniczo; o to idzie, czy mnie pan hrabia upoważnia?
— Z duszy serca! zrobisz mi największą łaskę — ode-