Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jakoż wcale go już widać nie było. Hetman dobrze wyprorokował. Kasztelan zniknął.
Teraz istna już pogoń następowała. Rokoszanie z pośpiechem nadzwyczajnym uchodzili ku Wiśle i ich ranne niedogaszone ogniska, wieczorem królewscy rozpalali. Bajbuza, który ze Szczypiorem i kilkunastu ludźmi ciągle w przedniej straży był, dał znać, że Zebrzydowski, Stadnicki i Radziwiłł pod Pokrzywnicą ustawili się jak do boju i czekali.
Ale nim król tu dociągnął, oni już się znajdowali w Ożarowie. Cierpliwy, milczący, posłuszny radom król już zaczynał niespokojnie wyglądać rokoszanów tych, o których codzień mu oznajmywano, a dognać ich dotąd nie mógł, gdy pod Janowcem pokazały się rozłożone ich ufce.
Niemal z radością je powitano, chociaż różne uczucia widok ich wzbudzał.
Cochwila przynoszono nowe jakieś wiadomości. W obozie króla panowała wielka niepewność i rozstrój. Niektórzy nalegali na to, aby nie folgować, inni się spodziewali jeszcze układów, a gdy doniesiono, że Djabeł Stadnicki, nie wiedzieć z jakiego powodu, ze znacznym oddziałem opuścił Zebrzydowskiego i przeprawił się przez Wisłę osłabiając rokoszanów, Żółkiewski chciał natychmiast iść na nich.
Już niemal rozkazów tych wydania był pe-