Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o powinność chodzi, ale płaci dobrze i na żołd nie czekają, bo ze swego mieszka go daje.
Inni pocichu pomrukiwali o nim, o Spytkowej, o Spytku, bo po ludziach chodziło coś. Spoglądano na niego ciekawie. Czasem wieczorem się kto do namiotu zbliżył, a przyjęto każdego bratersko, ale spoufalić się z Bajbuzą było trudno, bo wiało od niego surowością jakąś niemal mniszą i rozmowa tłusta u jego stołu nie szła, a rycerskim obyczajem u nas, zawsze się kończyło na podwice, choćby rozpoczęło od najpoważniejszej treści.
Bluznął kto przy nim wyrazem grubym, marszczył się i spluwał rotmistrz; nie pofolgował nikomu.
Więc choć go szanowano zdaleka, nikt tak bardzo spoufalać się nie miał ochoty.