Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawdy się dowie i na tem, co mu ks. Skarga powie, będzie mógł polegać.
Tymczasem podróż ta powolna do stolicy, w ciągu której go kilka razy dawni towarzysze broni zatrzymywali i odciągali, coraz większym niepokojem i niepewnością umysł jego napełniała.
Narzekano powszechnie, skarżono się, utyskiwano, malkontentów nie mniej było jak za Batorego.
— Może to w naturze naszej jest — rozumował Bajbuza — że my nigdy się tem, co mamy, nie zaspakajamy, a coraz lepszego szukamy.
Może to i dobrem jest, że nam powszedni chleb nie starczy, a na ziemi chcielibyśmy stworzyć, civitatem Dei, ale gdzież do tego królestwa weźmiemy obywateli?
Zdawało mu się chwilami, że warcholskiego ducha należało poskromić, wszakże do tego dążył hetman za Batorego, a tu teraz on sam warcholić poczynał?
Rodziła się tedy wątpliwość w jego umyśle, kto tu miał słuszność? którą drogą iść?
Nim mi się uda zobaczyć hetmana — mówił sobie — spotkam się z ks. Skargą. Ten mi powie prawdę.
Przypominał sobie z przyjemnością te czasy, gdy dawniej widywał, w skromnej celi, wśród ksiąg, gdy umysł znużył pracą, odpoczywającego