Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale cóż ją pod ten czas, gdy tu się na burzliwą elekcyę zabiera, mogło sprowadzić?
— Nie wiem — rzekł uśmiechając się Szczypior. — Niespokojna była o królowę, ciekawą może, naostatek i o waszmościnem zdrowiu rada się była naocznie przekonać, bo tam rozniesiono wiadomość, żeś rękę utracił.
— Ah — przerwał rotmistrz — o mnie się pewnie troszczyła najmniej. Prawdziwym powodem, że się jej na wsi nudziło, a królowa może dała jej wiedzieć, że radaby ją widziała.
Zwrócił się do Szczypiora.
— Może w tem i coś więcej jest, o czem ty nie wiesz, bo królowa radaby wdowę młodą wyswatać i ma pono dla niej napatrzonego na Litwie magnata. Kaliński mi o tem wspominał.
Gdy tak rozmawiali, czeladź tymczasem z wozu ciężką skrzynię wnosiła pod dach, do sypialni pańskiej, a tuż i Kaliński zwietrzywszy że pieniądze nadejść musiały, natychmiast się stawił.
Bajbuza był już w siłach odziać się i sam stawić przed królową, przynosząc jej swą ofiarę, ale mu ta myśl wstrętną była. Musiałby podziękowań słuchać a może obietnic. Z drugiej strony wabiła go do zamku przytomność księżnej, za którą tęsknił, lecz ze dwojga pierwszy, wstręt od przechwalania się z tem co czynił, przemogła. Spojrzał na rękę swoją.
— Buccella mi zakazuje ciasnej sukni wdzie-