Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to wy, panie chorąży, przywieźliście nam wieść tę straszną? — zapytał. — Powiedzcież nam co więcej? O chorobie króla nie słyszeliśmy.
— Krótko też chorzał — rzekł chorąży, który już z trucizną nie śmiał wystąpić. — Miał aż dwu lekarzy przy sobie, którzy się dziś spierają, jak go leczyć było potrzeba.
— Stała się wola Boża — przerwał Bajbuza. — Zarządźcie księże proboszczu nabożeństwo żałobne za duszę pana. Nam trzeba myśleć, abyśmy corychlej innego sobie obrali i w bezkrólewiu a bezładzie nie trwali.
— A! biedna królowa! — westchnął proboszcz — po Henryku była słomianą wdową, po tym też przyszło jej żałobę nosić, a teraz patrzeć będzie musiała na nowego pana, któremu się jej pokłonić każą może…
— Któż wie, czy siostrzeńca jej nie wybierzemy? — odparł Bajbuza. — Jagiellońska w nim krew płynie, a połączenie ze Szwecyą nie od rzeczy dla nas, bobyśmy Moskwie z nią łacniej czoło stawić mogli.
— Królowa Anna — odezwał się ksiądz — już go dwakroć przecie całemi siłami na tron forytowała, a nie powiodło się jej, miałażby być teraz szczęśliwszą?
— Być może — zawołał Bajbuza. — Naówczas młody Zygmunt miał lata niepełne, dzie-