Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Waćpan nie znasz szlacheckiego zakonu. Z chłopką się żeń, jeśli ci do gustu; ale z Niemką wara!
Nieubłagany stolnik, nie puściwszy syna na krok od siebie, tym razem, gdy konie były gotowe, choć późno, wyjechał z miasta. Mijając Brühlowskie mieszkanie, rzekł jakby sam do siebie:
— Kwita, kochanku, z przyjaźni. Ja sobie w kaszę pluć nie dam.
I jakby go paliło, stolnik poleciał do domu.
Wypadek ten ogromne we dworze uczynił wrażenie: Bruhl śmiał się, ale był do żywego obrażony; Brühlowa się wściekała, baronówna (do której bilecik potrafił jakimś cudem wyprawić Ksawery, mimo dozoru ojca) zamknęła się na kilka dni w pokoju i nie pokazywała na dworze.
Cały plan, osnuty przez panią Brühlową, runął.
Simonisowi jego przeniewierzenia przebaczyć nie mogła. W kilka dni potem otrzymał nie odprawę, ale inne miejsce w kancelarji Brühla. Szwed Ferdeström zajął tegoż dnia jego miejsce, W tydzień minister oświadczył Maksowi, że go przeznacza w misji jakiejś do Hamburga, dokąd niełatwo przekraść się było można. Simonis się zawahał, dano mu trzeciego dnia małą gratyfikację i odprawę. Został nagle bez miejsca, bez nadziei, na tym pstrym koniu, na którym, wedle przysłowia, jeździ łaska pańska.
Brühlowa kazała mu powiedzieć przyczynę i oświadczyć, że się już nic więcej spodziewać nie może...