Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przypatrywała, a filuci powoli robili rewizję po kieszeniach. Hałas w dziedzińcu i w gmachu był ogromnej trzeba było nawyknąć do niego, aby znieść. Stąd już chór podpiłej szlachty słychać było na górze, a w oknach, choć jeszcze za dnia. już zapalone były światła. Nie potrzebował dalej przewodnika pan Ksawery; wrzawa i śpiewy go prowadziły.
Podszedłszy pode drzwi, poprawił ubrania, zdjął czapkę przeżegnał się, gdyż przystąpić do ojca nie mógł nigdy bez obawy, i uchyliwszy drzwi, wszedł do ogromny izby, w pośrodku której właśnie z kielichami podniesionymi do góry stojący przyjaciele pana stolnika ryczeli ochrypłymi głosami pieśń znaną:

To pan, to pan, to dobrodziej nasz,
A my jego słudzy;
Pijmy, jako drudzy.

Jeden potężny głos basowy szczególniej się odznaczał Posiadacz jego siedział na ławie, obie ręce do ust w trąbę złożone przystawiwszy, wył, aż mu uczy na wierzch się wydobywały, a twarz karmazynem oblewała.
Zapach wina, jadła, świec, butów szlacheckich zlekka dziegciem dzyngowanych. najrozmaitszych woni, chwycił za nos przybylca, który u progu zatrzymał się pokornie, kroku dalej ruszyć nie śmiejąc.
Na przodzie stał pan stolnik Masłowski, olbrzymia figura, z brzuchem potężnym, z którego pas był opadł nizko, tak nizko iż lękać się było możno, aby się na ziemię nie zsunął.
Piękny to musiał być niegdyś mężczyzna, ale życie do rozrostu niepomiernego budząc ciało, zatarło szlachetne formy pierwotne. Głowa była tylko wysoko podgolone z wąsem, z podbródkami, z oczyma niebieskiemi napół przysłoniętemi. miała wyraz rozpojonego Sardynapala. Znać w niej było krew bujną, starą, rycerską, a zarazem już okiezłznaną doradztwem i nałogami.
Jedną ręką trzymał się w bok, przy karabeli, której nigdy nie odpasywał, którą u stołu kładł przy sobie, a nocą przy poduszkach; drugą unosił pełną, kielich złocistym płynym nalany po brzegi. Zrazu czy nie spostrzegł, czy nie poznał syna, oczy mając zaszłe blachmanem, lecz nagle zadrgał mu kielich, usta otwarte ścięły się i popędził ku drzwiom.
Ran Ksawery już leżał u nóg jego, stolnik drżał cały, kielich mu padł z rąk; rzucił się gwałtownie, chwytając za głowę i całując namiętnie syna. Dopiero temu uczuciu dogodziwszy, pchnął Ksawerego od siebie.