Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nietylko pan stolnik, ale ja sam sobiebym dał na kobiercu, gdybym się miał w niemieckiej baronównie zakochać dlatego, że jej oczy czasem łzami zachodzą, w głosie brzmi coś tak serdecznego: ale Pepita istotnie niebezpieczna. Już mi się do domu odechciało, choć rano miałem najmocniejsze postanowienie.
Uderzył pięścią w stół gniewnie.
— Nie wart jestem być polskim szlachcicem!
Wyrzuty te jednak czynione samemu sobie nic nie pomogły; obraz pięknej baronówny stał mu przed oczyma. Masłowski, nie mając czem się rozerwać, aby się od tej zmory, jak powiadał, uwolnić, położył się spać z rozpaczy.

VII.


Nadeszła zima, która dała odetchnąć Fryderykowi, a raczej do nowej, upartszej i straszniejszej przygotować się walki. W Dreznie na pozór nie zmieniło się nic. Na zamku ta sama gromadka wiernych, coraz szczuplejsza, otaczała królowę, ściskając się i kupiąc koło niej. Tu wrzała codzień rosnąca nienawiść przeciwko Fryderykowi, z każdym dniem potęgujące się namiętności i najrozpaczliwsze przeciwko niemu spiski. Na czele najczynniejszych nieprzyjaciół jego stała zemstą pałająca hrabina Brühlowa- Przedłużające się położenie to, które co chwila pogarszać się zdawało, rodziło szał jakiś bezsilny, rzucający się do wszelkich środków możliwych przeciwko Fryderykowi. Stąd wychodzili potajemni posłańcy, śledzący każdy krok jego, upatrujący sposobności, w którejby podstępem, zdradą opanować go było można, pochwycić, nawet pozbawić go życia. Nie zastanowiono się nad trudnością wykonania planów podobnych, ani nad brakiem sił i narzędzi. Posługiwano się ludźmi, jacy się nastręczali, wierzono we wszystko, co przynosili płatni szpiedzy, łudzono się możliwością tego, co było niepodobieństwem.
Z drugiej strony, król pruski, który tak zwanych swych »cujons« opłacał sowicie, przeż rozsianych po całym kraju, w postaciach różnych najemników, uwiadomiony był o usposobieniach przeciwko sobie dokładnie, a jeśli nici żadnego spisku schwycić nie mógł, miał się na baczności, czując, że one go otaczają. Brühlowa posyła łudzi do kwatery Fryderyka, król pruski słał na dwór saski coraz gęstrze szpiegi. Z obu stron ostrożności były nejwiększe, owoce tego potajemnego śledzenia bardzo szczupłe. Fryderyk wreszcie, z rodzajem fatalizmu, zaniechał zbytnich ostrożności, spuszczając się na szczęście swoje. Brühlowa, królowa, generał Spörken, z zaciętością trwali w swych zamiarach.