Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gertruda wniosła zupę i rozmowa się przerwała na chwilę, ale oczy kawalera de Simonis prowadziły ją dalej z panną, która się wcale nie obawiała tej wymiany wejrzeń i nie spuszczała powiek przed natrętem. Czy się to kapitanowi Feulnerowi podobało, nie wiem; ale krzywił się straszliwie. Zaczęto mówić o dworze.
Pepita należała do frejlin królowej.
— Cóż tam porabiacie? — pytała stara.
— Modlim się i zbieramy plotki, bo czymżebyśmy żyły? — odpowiedziała baronówna — nie wesoło u nas, za to na tarasie u ministra wszystko wesele się chroni...
— Masz słuszność. O! udało ci się! — zawołała staruszka — w istocie i wesele i życie i bogactwo tej biednej Saksonji pochłania...
Dziewczę się rozśmiało i przerwało stryjence:
— A! nicht raisonniren.
Baronowa się też rozśmiała.
— Masz słuszność, o tem mówić nie wolno; choć stara mogłabym pójść na wygnanie.
Kapitan Feulner jadł zupę a z pod oka wpatrywał się w Simonisa. Znalazł zręczność wkrótce, pochyliwszy się ku niemu zapytać:
— Dawno z Berlina?
— Dni parę!
— Tam co słychać?
— A! — rzekł Simonis — w Berlinie zupełnie nic nie słychać... oprócz maszerowania żołnierzy...
— A w Sans-Souci?...
— Jeszcze mniej: charciki króla szczekają.
— Żadnych nowin politycznych?
— Cisza zupełna...
Feulner się zamyślił.
— Dziwna rzecz; u nas nigdy się tak nie krzątano, jak dzisiaj, choć niema koło czego.
Spojrzał na baronową.
— Nie dziwiłbym się wcale, gdyby tam cisza pokrywała jakąś robotę, a nasza krzątanina osłaniała próżniactwo...
Spojrzenie starej gospodyni zamknęło mu usta. Pepita spytała Simonisa, czy się bawiono nad sprewą.
— O balach i zabawach nie słychać wcale — odparł Simonis — królowa czasem przyjmuje po obiedzie... u księcia Henryka bywają zabawy huczne, ale na samym dworze nie byłoby się komu bawić!...
— A stary Pöllnitz żyje też? — spytała baronowa.