Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Majster Carl, od którego imienia i jedynaczka córka zwała się Carlottą, właśnie rozpoczynał pod osobistym nadzorem porządkowanie sklepu na dole, gdy wszedł niezwykły o tej godzinie gość Simonis.
Carl rękę mu podał, śmiejąc się.
— Cóż to was już drugi dzień tak rano budzi? — począł — widzę, że się musicie brać do jakiegoś ważnego dzieła, kawalerze Maksie? Wczoraj dodnia ruszyliście na przechadzkę i nie było was na obiedzie, a obiad był doskonały. — Uderzył się po pęłnym brzuszku.
Simonis, ponieważ chłopcy zmijali się ze szczotkami, odciągnął go ku oknu.
— Panie Karolu kochany — rzekł — przykro mi nad wyraz, ale przychodzę wam oznajmić, że muszę was opuścić.
Gospodarz aż się cofnął.
— A tóż co jest? czy wam źle u nas?
— Jak w raju, ale z założonemi rękami siedzieć nie mogę dłużej; lata upływają, trzeba o sobie myśleć; tu nie znajdę nic.
Carl patrzał zdumiony.
— Więc dokąd?
— Mam listy polecające do Saksonji.
Gospodarz głową zaczął kręcić.
Trudno wstrzymywać — rzekł — ale i radzić wam nie miałbym ochoty. Saksonię znam. Łatwo tam się dorobić, to prawda, ale jeszcze łatwiej za lada podejrzenie pójść do lochu, a za lada słowo pod pręgierz.
A po chwili dodał:
Chyba listy macie do Brühla, bo tam jeden Brühl wszechmogący i niema nad niego nikogo więcej.
— A! tam już sobie dam radę — rzekł Simonis, nie chcąc się wygadywać.
Carl westchnął.
— No, niebezpieczna to gra; dużo ludzi poginęło w Saksoni — rzekł cicho. — Dzieją się tam rzeczy dziwne, a dodałbym jeszcze, że pruska rekomendacja do saskiego dworu... he! he!
Tu usta wykrzywił i nie dokończywszy, odwrócił się do chłopców, których łajać począł. Widocznie było mu niemiło, iż tracił kawalera de Simonis. Miał z niego między innemi i tę korzyść, że mu jego listy pisywał, a żonę i córkę zabawiał w dni słotne.
Simonis stał z posępną twarzą.
— Nie moglibyście poradzić, jakby mi najtaniej i najbezpieczniej dostać się do Drezna? — zapytał.
— Kupcy stąd jeżdżą często, napytacie ich łatwo przy Judengasse w gospodzie — rzekł Carl. — Czy wam pilno?