Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jesz, gdy my pod ciężarem i w jarzmie chodzić musimy. Cóż królowa?
— Pozdrowić was kazała, i powitać, z tem przychodzę — odezwał Grzegorz — patrząc biskupowi w oczy... Radaby miłość waszą oglądać, bo ma też i nowinę pono, którąby się rada podzielić!
— Nowinę! — przerwał niespokojnie biskup... — Zaprawdę, lękam się nowin, bośmy ich syci...
— Ta złą się być nie zdaje, chociaż ja o tem sądzić nie umiem — odparł Grzegorz.
— Mówcież mi ją, jeśliście jej świadom — zawołał biskup zaniepokojony.
— Z Pragi wieść przyniesiono pewną, że Czesi tam zebrani, którzy Albrechta nad sobą nie chcą, królewicza naszego Kaźmirza obrali królem sobie, i poselstwo o tem oznajmujące, wyprawić wprędce mają.
Pierwsze wrażenie nowiny tej, którą Grzegorz nazwał dobrą, na biskupie uczyniło wrażenie wielkiego niepokoju, niemal trwogi...
Zwolna załamał ręce i usta mu się dziwnie wypaczyły.
— O! — zawołał — ta niewieścia a macierzyńska niecierpliwość, co dobrze życząc dzieciom, może im gotować męczeństwo! To sprawa królowej! Nie wątpię!!