Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miała się już ku końcowi, a na niebie noc była gwiaździsta i zamek stał oddawna zaparty, z bramą spuszczoną, gdy zdala posłyszano trąbkę, a Henryk i domownicy poznali głos rogu Semka, który się w ten sposób zawsze oznajmywał.
Wszyscy podnieśli głowy zdziwieni, gdyż książe z żoną młodą przybywający, powinien się był zapowiedzieć zawczasu... Henryk i Bartosz zerwali się od stołu, biegnąc ku drzwiom...
W podwórcach też wrotny ludzi powoływał, gdyż bronę podnieść, a most spuścić było potrzeba...
Gdy Bartosz podbiegł ku bramie, ujrzał za nią trzech konnych, na otwarcie oczekujących, a w chwilę potem na zziajanym koniu, głośno wołając na ludzi, wpadł na podwórzec Semko.
Zmęczony był i jakby rozogniony pospieszną podróżą. Skoczył z konia, spojrzawszy na Bartosza.
— Chciałem sam wyprzedzić moją Olgę i jej dwór, aby zobaczyć, czy na zamku wszystko jak należy przygotowano...
Nim Bartosz czas miał mu o bracie oznajmić, Semko już był w izbie wielkiej; spostrzegł Janusza, i radośnie rzucił się go witać.
Przybywał z taką wesołoścą i ochoczą myślą, iż odmłodniałym się wydawał.
— Widzicie — wołał — żonkęm chciał wyprzedzić, abym ją we wrotach sam z konia zdjął