Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stary potargał włosy.
— Na twój dom już czyhają — rzekł — i ja tu nie mam co robić dłużej, pójdę do Greka.
To mówiąc począł żywo z ławy zbierać odzież i uzbrojenie...
— Na tem nie koniec — zamruczał. — Jeżeli na zamek go wzięli, to o coś podejrzywają, a ja Bobrka tego od szczenięcia znam. Gdy go na męki wezmą, wszystko co wie i czego nie wie wyśpiewa...
Bieniasz ręce załamał.
— Nie już ty na zamku nie masz nikogo? — dodał Krzyżak i ręką pokazał jakby głowę urywał.
Gospodarz drżący, rękami wywijał.
— Chcesz ty być cały i żebyś po staremu chleb od nas miał...
Tu znowu stary rękami obiema pokazał sobie na szyję.
— Nikt się za tego psa nie upomni — rzekł. — Służył on nam, ale kto wie komu jeszcze i komu szczerze? Nie pożałuje go nikt, nawet matka rodzona...
Krzyżak dobył worka rękami drzącemi, rozwiązał go na stole, garść srebrnych pieniędzy wyjął z niego i wcisnął je milczącemu Bieniaszowi.
— Idź zaraz, jutra nie czekaj, póki go na spytki i na męki nie wezmą, póki nie wyda nas i was... Idź...