Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świętego, który miał ślub i koronacyę poprzedzić. Jagiełło stał z twarzą zmęczoną nieco i jakby wylękłą, potwierdzając skinieniem głowy i szeptami co mu mówili biskupi.
Bodzanta zabierał się go żegnać, odchodzili z nim towarzysze jego — Semko sam na sam pozostał z Litwinem.
Ten stał jeszcze przy stole zadumany i w sobie zatopiony. Zwrócił się powoli ku księciu i pozdrowił go głowy skinieniem.
Pierwszem słowem, które mu się z ust wyrwało, było żywe i niewyraźne.
— Pięknaż ta królowa moja!! takiej piękności anim ja śnił ani widział kiedy... na królowę stworzona była...
Spuścił oczy.
— A no... drżała i bladła niebożątko, patrząc na mnie. Semku! czym ja tak straszny?
Książe, któremu wyrazów tych przykro słuchać było, potrząsał głową.
— Jej, jej, nie jedno królestwo, ale wszystkie tego świata państwa nie żal położyć pod nogi...
Z za frasunku jakiegoś, uśmiech się wysunął na usta i szepnął cicho...
— A będzież mnie ona kochała?...
Głową potrząsał i dumał...
Książe nie zebrał się jeszcze na żadną odpo-