Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I ma go pewnie, ale ojcowskie rady a Janusza przykład, rozumu nauczyły... W Krakowie tu, patrzeć nań było potrzeba... Męczarnie cierpiał ten człowiek rwiąc się i hamując. Zawiało z Wielkopolski nadzieją, latał jak opętany, żeby się jej nie dał uwieźć; zaleciało co z Litwy, korzył się i milczał; panowie go czem złudzili, roił, że mu jeszcze co dadzą. Królowa nań czasem łaskawą bywała, myślał może, iż Wilhelma zastąpi.
Teraz z tego wszystkiego tyle tylko... że białą żonkę weźmie i królowi będzie powinowaty; ale panowie nie dopuszczą do tego, czego chce, żeby im się mięszał do rządów...
— Gdyby umiał!! — rzekł Bieniasz.
— Nie, ja mówię wam z tym człowiekiem skończone wszysko; dzieci będzie na kolanach kołysał, po lasach wilki bił i żonę całował... — zamknął Bobrek.
— A na zamku co się dzieje? — zapytał siedzący na ławie.
— Jam tam dzis był, bo wstęp mam zawsze — rozpoczął ochoczo Bobrek. Z klerykami królowej Michalonem i Jaśkiem drużbę mam wielką, a i pani Hildy łaski... Jagiełło już na ślub jedzie, a królowa się jeszcze ze swoim losem pogodzić nie mogła.
Posyłała, słyszę, Zawiszę z Oleśnicy, przysięgę od niego wziąwszy, że podarku żadnego od Ja-