Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Począł więc z gwałtownością wielką. Równie jak on porywczy stary Dobiesław, usłyszawszy pierwsze słowa, zerwał się biedz natychmiast i na trwogę w zamku uderzyć, a dworzan brać na męki. Ledwie go powstrzymać zdołano, bo królowej sławę oszczędzać było potrzeba i nie zrażać jej postępowaniem gwałtownem i okrutnem.
Niezmierną trwogą wszyscy byli przejęci. Domyślał się Dymitr, przeczuwali panowie, iż królowa miała zamiar małżeństwu z Jagiełłą zapobiedz połączeniem jawnem z Wilhelmem. Nowego ślubu nie wahałby się był dać kapelan księcia.
Lecz niemożna było wystąpić przeciw królowej nie mając dowodów.
Najzimniejszej krwi a największej energii, Dymitr wszystko brał na siebie, byleby mu to zlecono i nie przeszkadzano.
Dobiesławowi powierzono tylko, gdyby się okazało, że Wilhelm czyhał na porwanie królowej, aby go zmusił do wyjazdu, choćby groźbą. Czekać miał wszakże, ażby wszystko na jaw wyszło...
Z wielkim trudem udało się podskarbiemu wymodlić cierpliwość i oględność w postępowaniu.
Najtrudniejszym do pohamowania był Dobiesław, który sobie wyrzucał, że zbytkiem zaufania i nieoględności zgrzeszył.