Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz w poczcie małym dworzan królowej, przez nią wyprawionych, wyjechał na spotkanie.
O kilkoro stoi za bramami zetknął się z orszakiem, który był w istocie nadzwyczaj wspaniały, liczny i wytworny. Jagiełłowe poselstwo odznaczało się bogactwem, dwór Wilhelma smakiem wykwintnym, i kunsztem a ładem z jakimbył urządzony.
Książe chciał od pierwszego swojego zjawienia się w murach stolicy, zaćmić wszystko, cokolwiek kiedy to miasto widziało. Na ostatnim noclegu dwór przywdział szaty i barwę najpiękniejszą. Sam książe strojny jak laleczka, zręczny, piękny, wymuskany, woniami oblany, z miną pańską i dostojną, z przybraną dumą, na ślicznym koniu, pod nakryciem szytem spływającem aż do ziemi, jechał w szatach lśniących świeżością, a skrojonych tak aby, postawę jego uwydatniały. Usta mu się mimowolnie uśmiechały, myśląc jakie piorunujące na ludziach uczyni wrażenie...
Od ochmistrza dworu aż do ostatniego ciura, wszystko równie było starannie wyświeżone, każdy miał miejsce wedle znaczenia i dostojeństwa.
Przodem jechali zbrojni z mieczami dobytemi, z tarczami herbowemi, straż pierwsza, dalej książe ze swym dworem najbliższym, za nim kapelan, lektor, poeta Suchenwirth, chudy, kościsty z długą szyją, rysami jak od siekiery wyrąbanemi, a oczy-