Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swój — ani chcę wiedzieć co w sercu macie. Żądam słowa od was, że matce mej powiecie, co jej poślę przez was?
— Miłościwa pani — odparł podczaszy — to obowiązek...
Jadwiga patrzała w ziemię.
— Powiedzcie matce mej, iż przypominam jej słowo mi dane, zaręczenie, iż od męża mojego nie będę rozdzieloną... Powiedzcie, że chcę i do trzymam przysięgi, a żadna moc postanowienia tego nie złamie.
Podczaszy milczał, pochylał się z pokorą, szeptał coś, zmieszanym był.
Jadwiga wzrokiem go zmierzyła.
— Mam słowo wasze...
— Dotrzymam go...
Nazajutrz posłowie odjeżdżać mieli. Sama pozostawszy, Jadwiga stawała się dziecięciem. Szła skarżyć się Hildzie i płakać...
Zmuszona być królową, czuła w sobie męztwo, lecz siły nie wystarczały...
— Oni ślą do matki! ja nie mam posłać kogo! Włodko powie com poleciła, lecz bronić mnie nie będzie, nie poprze!!
Załamywała ręce. Myślała o Gniewoszu, ten oczekując niemal codzień Wilhelma, oddalić się nie mógł — nie było wysłać kogo. Naówczas Hildzie na myśl przypadł przybłąkany do dworu klecha...