Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Taki los czeka tych, co się dla książąt poświęcają — wołał — panowie zyskują łatwe przebaczenie, na nas spada pokuta i kara!
— Nie czyńże mnie wymówek — odezwał się Semko urażony. — Wiesz sam, że ja nic winien nie jestem. Słowem mem ręczę ci za jedno, to że ja cię nie opuszczę.
Bartosza to wszakże nie mogło uspokoić, burzył się przeciw wszystkim, posądzał Spytka, odgrażał się zemstą już bezsilną. Gotów był Polskę porzucić, kraj opuścić. Naostatek lękając się o osobę swą, natychmiast z ludźmi swojemi chciał się z Krakowa wynosić.
Książe się oparł. — Ja ręczę za twoje bezpieczeństwo — rzekł — jesteś ze mną. Gdyby mieli złe zamiary jakie, nie czekaliby do dziś dnia.
Trudno było zażegnać tę burzę w człowieku nienawykłym do upokorzenia, już dawniej niechętnym Małopolanom, a teraz dotkniętym osobiście. Książe musiał użyć wszelkich środków na jakie mógł się zdobyć, aby wymódz na nim cierpliwość.
Zniechęcony Bartosz starał się nawzajem księcia zrazić, dowodząc mu, że wszystko to co go spotykało, było uknutą zdradą i podstępem.
Najwięcej bolało Semka, że przepełnionego serca nie mógł przed nim wylać, bo Bartosz równie królowę jak innych obwiniał o fałsz i chy-