Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za takiego miał wojewodę, może z zemstą jakąś przybywać.
W tem drzwi się otworzyły i Spytek, z twarzą jasną, wszedł pozdrawiając księcia.
— Przynoszę — rzekł — miłości waszej nowinę, która, jak sądzę, miłą jej będzie, jak miłą mnie jest, że ją mogę sam zwiastować... Królowa nasza dowiedziała się o pobycie Jego w Krakowie... Wiem to, że na zamkuby przyjęła miłość waszą uprzejmie.
Stał Semko zmięszany wielce i niemal upokorzony...
— Czasu wojny — dodał Spytek — mogliśmy sobie być przeciwnikami, dziś trzeba o tem zapomnieć... Ja z dobrem sercem przychodzę i ze słowem dobrem.
— A ja — rzekł Semko podając rękę — równem je przyjmuję. Proszę, abyście mi razy i szkody przebaczyli.
— Rzeczy to już stare — rzekł wesoło Spytek. — Kiedy wasza miłość na zamku być zechcecie?
— Choćby jutro — odparł książę.
— Ja się tam znajdę — rzekł Spytek — abym był w. miłości, jeźli potrzeba pomocnym.
Podziękował Semko, lecz na myśl mu przyszło że może ta jego: „pokora“ zbyt być publiczną i w istocie upokarzającą. Ośmielił się odezwać zcicha.