Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

klecha sprawił co chciał, a oprócz tego załatwił podkomorzemu sprawę pożyczki, chociaż nieco mniejszej, niż sobie życzył.
Wiedział pewnie, że Krzyżacy gotowi byli zapłacić za niego, byle się powiodło wprowadzić Wilhelma, a odeprzeć Jagiełłę.
Gniewosz wyszedł z kamienicy Bieniasza z takiem uczuciem, iż mu się zdało, jakby urósł na pół łokcia, niósł głowę wyżej jeszcze, oczy mu się uśmiechały, dumnym był z tego, że miał stanąć przeciw tym wszystkim, przed którymi płaszczył się dotąd, pochlebiał im i pogardę często okazywaną znosić musiał...
Ludzie tacy jak podkomorzy czasu tracić nie zwykli. Do młodej pani przystęp tych dni był trudny, otaczano ją ciągle — przygotowania do koronacyi, rozmieszczanie dworu na zamku, urządzanie życia nowego, przybywanie gości, posłów i posłańców, cały jej czas zabierało... Z urzędu swojego podkomorskiego mógł jednak zabrać bliższą znajomość z paniami, które towarzyszyły Jadwidze. Od służby już wiedział, że do starej Hildy, która młodą dzieweczkę wychowywała, była przywiązaną i największe zaufanie w niej miała...
Przy pierwszej zręczności Gniewosz poszedł zapoznać się z ochmistrzynią. Nie wydała mu się ani tak starą, ani tak dziką, jak mu ją odmalowano. Niemka, rodem z Wiednia, owdo-