Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niepodobna do żadnej innej, jakby rodem była nie z tej ziemi.
Mijając dom podniosła oczy z pod rzęs ciemnych na niego — i wejrzenie to przejęło go do kości... było jakby wyrzutem... On chciał aniołowi temu tron wydrzeć? Cofnął się mimowolnie...
Kanclerz stał za nim ze złożonemi rękami jakby się modlił.
Westchnął.
— Koronować ją chcą? Alboż ją już dziś nie ukoronowali czcią tą wielką?!
Bartosz z Odolanowa, pierwszy raz w życiu poczuł się słabym — i rzekł w duchu, że przeciw tej sile jakiejś, co szła z tym pochodem, wojować żelazem było szaleństwem.
Co tam się tego dnia na zamku działo, nie wiedział nikt. Postawiono straże, do pobłogosławionych przez Małego komnat niewiasty wprowadziły królowę i drzwi zaparto, aby się modliła, odpoczywała...
Któż wie? aby płakała może...
Panów u siebie na dworcu młody wojewoda przyjmował, nietylko polskich, ale i węgierskich, na których czele stał Emryk Bobek, ojciec pięknej Elży, jaśniejącej przy boku królowej...
Wojewoda Emryk czysta krew starych wodzów Atylli, czarny mąż z ognistemi oczyma i śmiejącemi się usty, z krzywą szablą u boku