Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sko; lecz ujrzawszy, że dziewczynie łzy się w oczach kręciły, ulitował się nad nią. Wstał i pogłaskał ją po główce obejmując za szyję.
Dziewczę jakby o wszystkiem zapomniało co miało na sercu, przycisnęło się ku niemu i przymknęło oczy. Nastąpiła chwila milczenia, i jak zwykle, stara Błachowa pokazała się w progu. Można było być pewnym, że każde czulsze zbliżenie się ich, wywoła ją zawsze z kąta... Ulina nie zważała na matkę i nie odsunęła się od księcia, który też w miejscu pozostał, spojrzawszy tylko na starą, jakby jej wyrzucał tę niewiarę.
Błachowa nie powiedziała nic, zaczęła się po izbie krzątać, porządkować, sprzątać po kątach, aż póki się nie doczekała że książe powrócił na swe siedzenie, a Ulina głośnym pocałunkiem pożegnawszy go nie odeszła do swej kądzieli.
Przygotowania do podróży, nie dozwalały wszystkim odgadnąć jej celu, książe jechał z małym dworem najzaufańszych, wahał się nawet czy ma kanclerza brać z sobą, lecz choć się chciał w Krakowie skryć, aby o nim nie wiedziano, przeczuwał, że żydzi wierzyciele znajdą go i napastować będą. Naówczas kanclerz mógł mu być potrzebnym do nowych z niemi układów.
Przed samym wyjazdem niespodzianie gość go nawiedził, który sam naprzód nie zjawił się na zamku, lecz Bobrka wysłał przodem. Klecha przybył pewnego dnia do kanclerza, szepcząc mu