Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/028

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chwilę pomilczał Janusz.
— Przybyłem z tem do ciebie — rzekł zimno — abym ci dobrą przyniósł radę. Ratuj się czyniąc w czas pokój i zgodę.
— Nie mogę — zamruczał Semko...
Wnijście starego Sochy przerwało tę pierwszą między braćmi rozmowę.
Janusz zwrócił się do niego.
— Że młodzi szaleją, to nie dziw, — odezwał się — ale i ty stary...
Wojewoda się nie uniewinniał.
— Pana opuścić w jakiej bądź doli nie mogłem — rzekł po namyśle...
Henryk, który teraz rzadziej Semka nawiedzał i zamiast dawnego zuchwalstwa, okazywał mu rodzaj milczącej wzgardy, stawił się dla powitania starszego. Dopełnił tego z przesadzoną uniżonością, jakby okazać chcąc tem lekceważenie dla Semka
Janusz podrosłemu i zmężniałemu przypatrzył się milczący.
— Spodziewam się — odezwał do niego — że suknia już nie cięży?
— Zawsze równie — rzekł Henryk...
— Zbroja też nielżejsza, wierzaj mi — sucho odparł Janusz — a przeto jej nam zrzucić jak tobie sutanny twej nie wolno.
Uśmiechnął się ks. Henryk.