Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/011

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wej, któż mógł przewidzieć, czy znużeni nie odwołają się do niego?
Z temi myślami, wszedł do dworca, w którym dopiero przybycie jego życie zamarłe rozbudziło.
Czeladź, dwór, służba, urzędnicy, poruszali się jedni drugim oznajmując, książe! książe!
Przez puste jeszcze komnaty, Semko szedł do swej sypialni.
Tu na niego czekała już Błachowa, z rękami rozpostartemi i cień tej dziewczyny, która się zwała Uliną, a dziś była tylko jakby widmem młodej siostrzycy. Na niej się odbiły wszystkie te boleści i przewroty, odbolała je i płaciła życiem...
Na twarzy wychudłej tylko oczy jeszcze pałały.
Obie niewiasty z trwogą wychodziły na spotkanie Semka, niewiedząc co przyniesie z sobą, gniew straszny, niemy, narzekanie czy przekleństwa. Znały go tak dobrze od dziecka, że teraz spojrzawszy, odgadły iż wracał wysilony, zdrętwiały znużeniem.
Błachowa zbliżyła się troskliwie, rękami drżącemi poczynając rozpinać zbroję. Ulina podeszła z uśmiechem smutnym, rękę mu kładnąc na ramieniu. Semko dawał z sobą czynić co chciały. Żadna skarga się nie wyrwała z ust jego.
Srogie ciosy, które w niego biły teraz ciągle,