Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/008

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Domarat i Grzymały porwali się znowu do broni. Wszyscy się Semka lękali, nikt go nie chciał...
Semko się dał ściągnąć do Krakowa, i wymódz na sobie zawieszenie broni zdradliwe, w chwili gdy Mazowsze zalać mieli Węgrowie, gdy całe pułki obcego ludu padły na spokojny kraik, niszcząc go ogniem i mieczem.
Jagiełło z Litwinami najechał Drohiczyn, w Wielkopolsce dawne zdobycze, przechodziły napowrót w ręce Domarata, który głowę podnosił. Nie pomogło bohaterskie rzucanie się Bartosza z Odolanowa, odbiegali przyjaciele, uchodziła szlachta strwożona...
W tej chwili na zamku Płockim nie wiedziano nawet, gdzie się Semko ukrywał. Ukazywał się on tu niespodzianie i znikał, nie chcąc walki zaprzestać.
Przybywał milczący, z obłąkanym wzrokiem, padał na łoże, zrywał się jęcząc przez sen niespokojny, nagle konia podawać kazał i znikał.
Straszno było zbliżyć się do niego, niebezpiecznie przemówić. Za najmniejszą winę karał okrutnie, i jak ojciec rzucał obuchem o ściany.
Po nocach chodził przez izby puste sam mówiąc do siebie. Stara Błachowa nie śmiała podnieść zasłony od jego komnaty. Ulina stawała w progu, patrzała z politowaniem, i zakrywając oczy, uchodziła.